


Wladyslaw Zarowskij, 20 lat
Nasz syn urodził się w maju dwa tysiące piątego roku jako nasze długo wyczekiwane, ukochane dziecko. Bardzo na niego czekaliśmy i robiliśmy wszystko, żeby urodził się zdrowy. Naszej miłości zawsze wystarczy dla niego. Niestety, coś poszło nie tak. Syn przyszedł na świat przedwcześnie, a w szpitalu doszło do poważnych komplikacji — przebito mu żołądek, co wywołało zapalenie otrzewnej. W szóstym dniu życia przeszedł operację, podczas której usunięto część żołądka.
Najtrudniejsze były jednak problemy neurologiczne. Poród był bardzo ciężki, a brak profesjonalnej opieki medycznej w pierwszych dniach życia zniszczył jego przyszłość i nasze marzenia o zdrowym, szczęśliwym życiu. Wiele osób mówi, że wtedy nasz świat podzielił się na „przed” i „po”.
Nie było ani jednego dnia, ani minuty, żebyśmy się nie modlili o szczęśliwe życie dla niego i o poprawę jego stanu fizycznego oraz emocjonalnego. Robimy wszystko, by był szczęśliwy, choć to ogromne wyzwanie. Każdego dnia walczymy z rehabilitacją, szukając nowych metod i sposobów, które dadzą mu choć odrobinę większą szansę na samodzielność. Wsparcie jest niezbędne — zarówno psychiczne, jak i fizyczne. Syn jest całkowicie zależny od nas i każda codzienna czynność wymaga pomocy, co bardzo ogranicza jego możliwości.
Przeszliśmy wiele turnusów rehabilitacyjnych, odwiedziliśmy mnóstwo specjalistów, starając się poprawić jego komfort życia. W dwa tysiące dwudziestym pierwszym roku przeszedł operację kręgosłupa – SDR, która usunęła spastyczność w dolnych kończynach. Jednak niestety stopy uległy deformacji i być może czeka go jeszcze kolejna operacja ortopedyczna, by poprawić ustawienie nóg i ułatwić funkcjonowanie.
Korzystamy z najnowocześniejszych technologii i sprzętu rehabilitacyjnego, ale najważniejsza jest stała, nieprzerwana rehabilitacja. U dzieci z trwałą postacią porażenia mózgowego nawet jeden dzień przerwy może pogorszyć stan, bo spastyczność nie zna litości. Dlatego cały czas szukamy środków i pomocy finansowej od fundacji, darczyńców i dobrych ludzi, bo sami nie jesteśmy w stanie udźwignąć tego ciężaru. Opiekuję się synem całodobowo, a pracuje tylko mój mąż, który utrzymuje rodzinę.
Już przywykliśmy do takiego życia, do jego tempa i wyzwań, ale potem zaczęła się wojna. Zniszczyła to, co budowaliśmy latami, zerwała stałe więzi i bardzo pogorszyła psychiczny stan syna, co zwiększyło spastyczność i pogorszyło jego kondycję fizyczną. Wyjechaliśmy do Warszawy, gdzie szukaliśmy dodatkowej pomocy specjalistów i kontynuowaliśmy rehabilitację.
Włożyliśmy w to ogrom pracy — nasza rodzina, syn i wszyscy dobrzy ludzie, którzy nas wspierają. Musimy iść dalej, robić wszystko, by nasz syn mógł się sam obsłużyć, samodzielnie zjeść czy odebrać telefon. Walczymy o te proste rzeczy, które dla innych dzieci są początkiem życia.
Nasz syn to bardzo utalentowana, mądra i empatyczna osoba. Zawsze pełen pozytywnej energii, z uśmiechem na twarzy, szczery i otwarty na ludzi. Zna cztery języki, ma wyjątkową pamięć i świetny słuch. Śpiewa tak pięknie, że serce ściska ból, widząc, jak taka utalentowana osoba jest uwięziona przez spastyczność.

